Morze tyrreńskie
I znowu wszystko idzie ku lepszemu.
Lecz czy na pewno? Parne włoskie lato.
Wrzesień nie pachnie tu mirabelkami,
morze dziewiątą zalewa mnie falą,
skóra jest słona, skrzypią obce słowa
w zębach jak piasek. Ciebie tutaj nie ma.
A pamięć głucha jak gdyby i niema
Nic mi nie mówi. Nie słyszę przeszłości.
Pachną gladiole, wiatr urządza pościg
za żółtym liściem zbiegłym z migdałowca.
Tu, na stacyjkach, stoliki z marmuru
jak z ubiegłego stulecia. Europa
mocno się broni. Błyszczy mosiądz klamek.
Kawa z ekspresu wprost do filiżanek
bezpiecznie spływa. Wiek dobiega końca.
I tyle o nim wiemy co o chemii słońca.
Ile potrzeba przemierzyć przestrzeni,
w ilu się czasach zaplątać, na ilu
wieżach, na swoją własną usnąć zgubę,
śmiać się, zapłakać, nigdy nie zrozumieć?
Ile miasteczek, stromych schodów, ludzi
trzeba było zobaczyć, psów śpiących na placach?
Kiedy odchodzić? Po jakim powracać
czasie, do zdarzeń, żeby nie obudzić
własnego cienia, maski swojej twarzy?
To była chwila. Morze o kamienie
Tak mnie rzuciło jak szmacianą lalkę.
I jednym ruchem chustkę zdarło z głowy,
naskórek z kolan a obrączkę z palca.
I zrozumiałam. Jakie to wszystko kruche…
Przyjdą żywioły, cofną się żywioły,
zaćmi się księżyc, słońce wiatr gorący
suchym, ceglastym, rozpalonym pyłem,
czerwoną chmurą jak rój much przykryje.
A na werandzie dwie szklanki herbaty,
tak się zabarwią krwisto, jak hematyt.
(Nocera Terinese, wrzesień)
Тирренское море
И снова все на лад идет, по счастью.
Но так ли? Удушающее лето
Италии. Сентябрь не пахнет сливой,
девятым валом накрывает море,
на коже соль, скрипят слова чужие,
как на зубах песок. Ты не со мною.
Глухая память, потеряв дар речи,
безмолвствует. Я прошлого не слышу.
И пахнут гладиолусы, и ветер
бежит вдогонку за листом миндальным.
Здесь мраморные столики доныне
на станциях, как век назад. Европа
еще стоит. Блестит латунь засовов.
Из автомата ароматный кофе
течет в стакан. К концу идет столетье.
О нем известно меньше, чем о солнце.
Сколь нужно нам преодолеть пространства,
в каких блуждать эпо хах и на скольких
уснуть высоких башнях на погибель,
смеяться, плакать от непониманья?
Сколь городков, людей, крутых ступеней
увидеть нужно и собак бродячих?
Когда уйти? Спустя какое время
вернуться снова, чтоб не потревожить
своей же тени, собственной же маски?
Прошло мгновенье. И волна о камни
меня хватила, как льняную куклу,
одним рывком сорвав с меня косынку,
с коленей кожу и колечко с пальца.
Я поняла, как все на свете хрупко…
Придут стихии и уйдут стихии,
померкнет месяц, солнце ветер жгучий
сухой, кирпичной, раскаленной пылью,
багровой тучей, как рой мух, закроет.
А на веранде два стакана чаю,
как гематит, окрасятся кроваво.
(Ночера-Тиринесе, сентябрь)
Denis Pelichov, South Ural State University
Edited by Roman Bobryk, Siedlce University of Natural Sciences and Humanities and Olga Burenina-Petrova, Zurich University